Jak
niejednokrotnie wspominałam, Wiera Kamsza (w internecie występująca
pod nickiem Gatty) do niedawna często udzielała się na Zielonym
Forum, podpowiadając, wyjaśniając i odpowiadając na pytania.
Aczkolwiek nie wszystkie :) I nie tylko na ZF – zachowało się w
internetowych odmętach kilka on-line wywiadów. Odpowiedzi na
zadawane pytania zebrała w jeden wątek pewna dobra dusza. A ja
postanowiłam przetłumaczyć, żeby uniknąć pytań, skąd wiem
coś, czego w tekście źródłowym nie ma ;)
To, co
zebrał er Piligrim to głównie same odpowiedzi Gatty, pytania są
ujęte tylko wówczas, kiedy bez nich kontekst wypowiedzi byłby
niezrozumiały. W związku z tym w te wypowiedzi autorki, które nie
są poprzedzone pytaniami, dokonałam pewnej ingerencji, redagując
je i uzupełniając tak, by można było domyślić się, na co
właściwie odpowiadają. Posegregowałam je też mniej więcej
tematycznie, zrezygnowałam z tłumaczenia tego, co zostało już
wyjaśnione bezpośrednio w tekście (poniższe wypowiedzi pochodzą
z różnych okresów, większość to etap przez napisaniem Serca
Zwierza), dorzuciłam kilka najświeższych informacji, a jeśli
uznałam za konieczne – opatrzyłam własnym komentarzem [w
nawiasach kwadratowych i kursywą].
Trochę spoilerów może się zdarzyć.
Proces
twórczy
Pytanie:
A czy zdarza
się tak, że czytelnicy wyciągają wnioski wprost przeciwne do
tego, co miała na myśli Pani?
Gatty:
Szczerze
mówiąc, to w 8 przypadkach na 10 wnioski zupełnie nie odpowiadają
temu, co chciałam przekazać. Albo to ja jestem taka
nieprzewidywalna, albo ludzie widzą tylko to, co chcą.
Pytanie:
1) Czy w
dalszych tomach narracja będzie prowadzona z punktu widzenia Roke i
Katariny?
2) Dlaczego
nie zrobiła pani tego dotąd, przecież to pozwoliłoby poznać i
wczuć się w ich postacie i charaktery o wiele lepiej i głębiej
niż wtedy, kiedy patrzy się na nich oczami innych, bardzo
różniących się od siebie ludzi. Pani przecież chce, żeby
czytelnicy mieli odpowiedni stosunek wobec tych postaci (żeby mogli,
choć na krótki czas, spojrzeć na nich pani oczami).
Gatty:
1) Z punktu
widzenia Katariny nie będzie. Roke bezpośrednim narratorem stanie
się dopiero w ostatniej części SZ, choć pewne odbicia jego myśli
i emocji są już w OZ, aczkolwiek pośrednio.
2) Katari,
Roke, Stancler, Aldo Enniol są pokazani z zewnątrz, a nie od
środka, specjalnie. Inaczej wszystko byłoby zbyt proste i
przewidywalne, a poza tym, KSIĄŻKA NIE JEST O NICH, a o innych
ludziach, którym przyszło żyć w epoce wielkich przemian i stać
się zakładnikami czasów, nazwiska, magii i ludzi, będących
twarzą i zwierciadłem epoki.
Po to, żeby
napisać o oficerze 1812 roku, nie tylko nie trzeba, ale i nie można
pokazywać „od środka” Napoleona, Talleyranda, Aleksandra I,
Kutuzowa, mawiającego, że nawet poduszka, na której śpi dowódca,
nie powinna znać jego myśli. Pokażesz ich wnętrze i natychmiast
myśli wspomnianego oficera albo żołnierza, oczekującego od nowego
feldmarszałka błyskawicznego ataku, stracą w oczach czytelnika,
który już wie, że żadnego ataku nie będzie i w ogóle co za
głupiec z tego korneta lub kaprala, ani trochę się nie zna na
strategii i taktyce.
Tutaj to
samo. Ja piszę nie o Roke, ale czytelnicy mogą wyciągać wnioski,
bo informacja o marszałku jest. Inna sprawa, że trzeba ją (jeśli
jest takie życzenie) wyłuskiwać z zeznań świadków i sortować.
Niektórzy to robią, inni powtarzają słowa Stanclera i Katari jak
aksjomat.
Pytanie:
Jak bardzo
zmieniła się fabuła Odblasków Eterny w procesie pisania?
Czy odnosi
się Pani do pisarzy, którzy najpierw opracowują szczegółowy
plan, potem piszą tekst, czy może wszystko wyjaśnia się w
procesie pisania?
Czy zdarza
się, że logika rozwoju charakteru postaci wymaga jednego, a
przeznaczona mu rola – drugiego?
Gatty:
1. Ona się
nie zmieniła, a rozgałęziła. W pierwotnym planie nie było
ukazania „od wewnątrz” wrogów Taligu i [przedstawienia]
wielkich batalii, ale w trakcie pisania zrozumiałam, że tak będzie
słusznie. Schemat „my-wrogowie” ma prawo istnieć, ale w czasie
studiów nad historią zrozumiałam, że w świecie, zamieszkałym
przez ludzi, a nie przez wymyślonych, skazanych na wybicie (bo co
innego z tymi gadami robić?) orków, nie istnieje Zło bez twarzy.
Wojna, nawet sprawiedliwa, nie zakłada, że po stronie przeciwnika
walczą sami tylko ludożercy i upiory. Władza, dowództwo, mogą
być i upiorne, i wstrętne, ale „Hitlerzy przychodzą i odchodzą,
a naród niemiecki pozostaje”. Oczywiście, ci, którzy walczą,
bronią swojego domu, w czasie walki nie zawracają sobie głowy
myśleniem o duszach wroga, ale jeśli dajesz obraz świata, trzeba
pokazać, przy czym obiektywnie, obie strony. I prawą, i nieprawą,
gdzie też są przyzwoici ludzie. Tak w Eternie pojawili się Zepp,
Ruppi, Lodowaty Olaf. Fabuły oni nie zmienili, za to nastrój
książki, na moje oko, owszem. I sądzę, że to dobrze.
2.
Szczegółowy plan układam, ale mam go w głowie. Wiem, jak i czym
się zakończy i co z kim będzie. Jedyny wyjątek – pierwsza
dylogia Arcji. Nie zamierzałam pisać kontynuacji „Ciemnej
gwiazdy”, więc „Niezrównane prawo” było zbierane i składane
z niedokończonych wątków. Kiedy wzięłam się do pracy, to nie
miałam pojęcia, co będzie dalej, ale oczy się boją, a ręce
robią.
3. Nie
zdarza się. Bo bohaterowie przychodzą pierwsi i zachowują się
zgodnie ze swoimi charakterami. Fabuła zaś tworzy się z ich
postępowania. Niekiedy bohaterowie (w Arcji) nie chcą umierać,
albo na odwrót, umierają, ale i jedno, i drugie robią zgodnie ze
swoim charakterem.
Mistyczne
Pytanie:
Czy w
Kertianie jedyna magia należy do Rakanów i Czworga (lub należała)?
Gatty:
Źródło
mocy w Kertianie jest jedno, pochodzące od Abweniów (prawdziwych
stworzycieli Kertiany). Ale pod tym słońcem rozkwita sto kwiatów o
najróżniejszych kolorach i zapachach.
Pytanie:
Jak silni
byli Władcy Żywiołów pod względem siły magicznej w
starożytności i jak silni mogą być w zasadzie? Jak przejawia się
ich władza?
Gatty:
Wszystko
powyższe to są spoilery, dlatego odpowiem tylko w ogólnych
zarysach.
Abwenia,
opuszczając Kertianę, postarali się stworzyć pewien mechanizm,
system hamulców, przeciwwagi, zaworów bezpieczeństwa,
piorunochronów, osłon i tym podobnych, co podtrzymywałoby i
chroniło ten świat pod nieobecność jego stworzycieli. Abwenia
opierali się na własnej opinii o ludzkiej naturze i na własnej
wiedzy o naturze wszechświata. Władcy Żywiołów byli i do dziś
pozostają ważną częścią składową tego mechanizmu obronnego.
Pytanie:
Rattony –
to wcielenie nicości i właśnie dlatego nie można z nimi walczyć?
„Jak łatwo spalić zadżumione miasto...” i tak dalej?
Gatty:
Słuszną
droga idziecie, towarzyszu... Najważniejsze – to jak najmniej
głębokiego mistycznego sensu i temu podobnych artefaktów.
Pytanie:
W „Płomieniu
Eterny” wyjaśniła pani, w jaki sposób Rakanowie utracili
możliwość przywoływania Siły. A co w przypadku przywódców
Domów – kiedy oni oduczyli się władać żywiołami? Po prostu na
podstawie tekstu odniosłem wrażenie, że w czasach „Płomienia
Eterny” nikt z Władców, np. Lorio Borrasca albo Ennio Marikjare,
nie mógł dokonywać niczego magicznego. Jak to było?
Gatty:
Abwenia nie
obsypali swoich następców procami, gwizdkami i „rękawicami
Spidermana”, a spróbowali stworzyć mechanizm obrony Kertiany,
działający pod ich nieobecność. Punktem wyjścia był dostępny
ludzki materiał, stworzyciele nie łudzili się co do ludzi, ale też
ich nie poniżali i nie pogardzali nimi. System obronny był bardzo
skomplikowany i zrównoważony. Czterej + Jeden byli jednym z
najważniejszych elementów, ale „rozpieszczanie” przez żywioły,
jak rozumie to ogół fantastyki, do tego systemu nie zaliczało się
nigdy. A o niektórych „prezentach”, niekiedy mało przyjemnych,
wybrańcy Abweniów i ich następcy w ogóle nie wiedzieli. Nawiasem
mówiąc, wydawało mi się, że przynajmniej jedna z tych zasad po
przeczytaniu CnC i OWDW stanie się oczywista, ale jak dotąd nikt
jej jeszcze nie sformułował. Maksymalnym zakresem informacji na
poziomie własnych kompetencji, ale daleko nie całkowitym,
dysponował panujący anaks, jego następca i Abweniarcha. Przy czym
ta informacja praktycznie się nie pokrywała – każdy miał swoją
„działkę”.
Wiara w
Abweniów nie przewidywała piekła ani wiecznych mąk,
najstraszniejszą karą był absolutny niebyt.
Niektórzy
ludzie swoim życiem otwierali sobie drogę i odchodzili za Abweniami
i do Abweniów, innym udawało się wrócić do Kertiany, natomiast
dla większości istniały niejakie Cztery Carstwa, do których
umarli byli odprowadzani poprzez labirynt przez Przewodników, na
których zasłużyli swoim życiem. Jeśli żyli jak świnie, to
przewodników mieli odpowiednich i
nie docierali do Carstw, znikając w labiryncie na zawsze, przy czym
ich ostateczna śmierć była uczciwie zasłużona.
Pytanie:
Kto
zaatakował Robera i dlaczego on po raz kolejny widzi wszystko oczami
Roke? Przecież kursywą tam najwyraźniej opisano to, co się stało
na ulicy Winnej!!! A i umiejętności, jak się zdaje, pojawiają się
nie jego...
Gatty:
To nie takie
proste. Wyjaśnienie wizji Robera (i nie tylko Robera) nie sprowadza
się do złączenia jego świadomości ze świadomością Roke, ich
mechanizm jest bardziej skomplikowany i leży w nieco innej
płaszczyźnie. Dlatego jeszcze raz radzę przeczytać sceny snów
bohaterów z CnC, oWdW i OZ.
Tak,
„wiedźmy” Hexbergu to ocalała kolonia ewrotów, żyjąca w
swoistej symbiozie z miejscowymi marynarzami. Niekiedy (jak w
przypadku przed wydarzeniami „Taligojskiej ballady”) lub w czasie
bitwy ewroty czują się urażone i bezpośrednio ingerują w ludzkie
sprawy. We właściwy dla siebie sposób.
Fulga, która
uratowała Robera, zginęła. Ostatecznie i nieodwracalnie.
Z
dziedziczeniem określonych cech w Domach i tym bardziej w rodzie
Rakanów związane są pewne osobliwości, których nie można opisać
TYLKO za pomocą genetyki, są też pewne inne okoliczności i
czynniki, zapewnione przez Czterech po to, żeby pod ich nieobecność
system funkcjonował jak najdłużej.
Abwenia
całkiem nieźle znali ludzką naturę i dlatego zabezpieczali się
na kilku poziomach.
Co do oznak
zewnętrznych, to (co oczywiste) zwróćcie uwagę na
charakterystyczny dla Czterech Domów wygląd, nierzadko dziedziczony
całkowicie razem z kolorytem.
[Najwyraźniej padło pytanie o kwestie dziedziczenia wyglądu.]
[Nikt]
Nie uchylał [zasad genetyki], dopóki mowa o kimś innym, a
nie o prawdziwych eorach. U nich rodowe rysy twarzy i koloryt
najzwyczajniej przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Dickon z
wyglądu = Egmont = święty Alan. Rober = bracia i ojciec,
Savignacowie wszyscy jak spod jednaj sztancy. Przy czym wszyscy w
czambuł są czarnookimi blondynami, co przy normalnej genetyce w
ogóle jest rzadkością.
Tak więc
kiedy mowa jest o mężczyznach z Wielkich Domów, o normalnej
genetyce lepiej zapomnieć.
Wyjaśnienia
Alva bywał
tam [u Kapul-Gizailów] wyjątkowo rzadko, a po pamiętnej
grze w karty nie był ani razu, nie bacząc na zaproszenie.
Zamiast
niego udał się tam Dick... Z listem i przeprosinami.
Bardzo
będziecie rozczarowani, wiedząc, że wieże związane są z
Abweniami, ale nie z [Wielkimi] Domami? I że wieży w Nadorze
nigdy nie było, ponieważ zostały wzniesione w czasach Galtar,
które były centrum Anaksji, a Domy otrzymały we władanie
prowincje już po przyjęciu esperatyzmu i przeniesieniu stolicy do
Kabiteli.
Nawiasem
mówiąc, wieże w Cytadeli Galtarskiej i jedyna ocalała wieża w
pobliżu Galtar to nie jedno i to samo.
[Dotyczy
„Płomienia Eterny”]
Z Rinaldim
rozmawiała nie ada, a istota znacznie ważniejsza. Przyjmowanie
przysięgi nie leży w kompetencjach emisariuszy niższej kategorii.
[Prawdopodobnie
pytanie odnosiło się do porównania Rinaldi Rakana i Roke, bardzo
możliwe, że w formie: czy przeklęty faktycznie po czterokroć
przejdzie tę samą drogę, co przeklinający.]
Tak, Rino,
póki go nie zapędzono w kozi róg, przy całym swoim wrodzonym
rozsądku i wyobraźni, nie myślał o żmijach we własnym łóżku.
Jak i o dwulicowości i podłości bliskich, co widział – to
myślał, co słyszał – tym żył. Wojna, przyjaciele, wino,
kobiety, niekiedy nieprzyjemne myśli o perspektywach dynastii, ale
anaksja najpierw była sprawą ojca, później – Anesti, jeszcze
później – Eridani. Siebie, mimo formalnego tytułu następcy, nie
odbierał jako osoby państwowej
i o anaksji nie myślał i myśleć nie zamierzał. Co najwyżej
wojowanie mu się podobało i mu wychodziło. I tak aż do
oskarżenia, na którym załamał się z zaskoczenia. I to właśnie
w tej kwestii leży główna różnica między nim a Alvą, który w
teorii o wszystkim dowiedział się już od ojca, a w praktyce –
później, ale też dostatecznie wcześnie.
W 2004 roku
nie mogłam rozpisywać fabuły niedokończonych książek i wyjawiać
spoilerów, dlatego mówiłam abstrakcyjnie. Ale i tak z tego, co
powiedziałam, wynika jasno, że w granicach Kenalloa, gdzie Rosio
żył do ukończenia 17 lat (do Laik trafił rok później) wszystko
jest w porządku. Krewni i przyjaciele są blisko, wasale są wierni,
kobiety piękne, życie też. Ale soberano Alvaro „nie oszczędzał
nikogo, szczególnie synów”. Przygotowywał ich do służby
Taligowi i do życia w raczej dość paskudnym miejscu. I wbijał im
do głów wszystko, co wiedział o politycznej podłości. Nieco
wyolbrzymiając, żeby synowie, znalazłszy się w stolicy, nie
złapali się na lep. I to mu się udało. Rosio dogłębnie
przyswoił, że za granicami Kenalloa przyjaciele są, ale mało,
godni szacunku wrogowie też są i też jest ich mało, za to
jadowitych zdradzieckich podleców jest aż za dużo, ale to wszystko
jest gdzieś tam, za granicami Alvasete.
Potem był
Laik, służba u fok Warzowa, armia, „Cammorista”, ujawnienie
szpiega w stolicy za pomocą kłębiących się yzargów i inne
rozrywki. Przyjaciele w postaci Savignaców, Valdeza, fok Warzowa –
pojawili się, wrogowie siedzieli cicho, i chociaż przykłady
podłości widział, to osobiście jego one nie dotyczyły. Przy tym
przejął się swoją przyszłą odpowiedzialnością, on już służył
Taligowi i to dobrze służył. A potem – łups! Śmierć ojca,
zamachy, walka, zastrzelony Carlion, ulica Winna, powstanie Borna,
zabójstwo starszego Savignaca. I już! Szkolenie zakończone. Ojciec
miał rację – przyjaciół jest mało, godnych szacunku wrogów –
też, jadowite yzargi się kłębią, ale żyć i służyć Taligowi
trzeba.
To wszystko
jest rozrzucone po książkach, zaczynając od prologu. Żadnych
tajemnic.
Wszystko
przewidywalne i oczywiste.
W rezultacie
mamy, co następuje: Rino – trzeci syn. Tronu nie widać, starsi
bracia na wysokości zadania, jego niczego specyficznego nie ma po co
uczyć. O sprawach państwowych myśli nie dłużej niż przez pięć
minut. Rodzinie i przyjaciołom ufa. Nad przyszłością się nie
zastanawia. Walczy, hula, kocha. Dostaje cios w łeb, zostaje
absolutnie sam i prawie się załamuje. Ratują go – nawet
nie fizycznie, fizycznie to by się ratowaniem zajął Absolut –
Diamni i Soljega.
Alva.
Czwarty syn, ale Alvaro szkolił wszystkich. Niemniej jednak rośli
oni w atmosferze miłości i oddania, ale ojciec od samego początku
tworzył z nich polityków i żołnierzy, wyjaśniał, że różnie
może być. Z Alva formowano obrońców Taligu za wszelką cenę, i o
wrogach i zdrajcach też mówiono. Po śmierci Carlosa to formowanie
stało się jeszcze ostrzejsze, żeby nie powiedzieć – okrutne.
Potem teorię potwierdziła praktyka. Co prawda w kalkulacje ojca
wmieszał się czynnik mistyczny, ale nawet on nie złamał Roke i
nie doprowadził go do utraty zmysłów. Wstał, zacisnął zęby i
poszedł. Bo był na to gotowy. W 23 roku życia jego nauka została
zakończona. Stał się tym, kim się stał.
Żeby zrobić
z Rino Roke, trzeba by już w wieku 7 lat zacząć z niego formować
potencjalnego anaksa. Z Roke Rino ani minionego, ani obecnego nie da
się zrobić w żadnym wypadku.
[Dotyczy
„Taligojskiej ballady”]
Rozmawiali
oni nie we śnie, a na jawie. Po prostu Samotny, kiedy powiedział
wszystko, co chciał, splątał w głowie Alana poczucie czasu, i
Ockdell PRZYPOMNIAŁ sobie o tej rozmowie dopiero wtedy, kiedy
obudził go Charles. Chociaż tak naprawdę rozmawiali oni na samym
początku oblężenia, jeszcze przed rozpoczęciem „Taligojskiej
ballady”. Przypomniał sobie wtedy, kiedy było to potrzebne, kiedy
zaczęło się końcowe odliczanie. Tylko że Ockdell to Ockdell...
Człowiekiem,
który dał Kertianie 400 lat spokoju, nie był Alan, ale z tym
człowiekiem Samotny nie rozmawiał. [Patrz: „Prolog” CnC]
Ostatni raz
Samotny był w Kertianie 12 lat przed „Czerwienią na czerwieni”.
I odszedł.
[Tu
niezachowane pytanie najwyraźniej dotyczyło sposobu postępowania z
Biriezyjczykami w Waraście, przy czym założyłabym, że pytający
popierał Manrika, Dickona et consortes. Odpowiedź jednak jest o
tyle istotna, że zawiera wyjaśnienie stosunków, panujących w tej
prowincji.]
W Waraście
nie ma posiadaczy ziemi w typie feudałów, to są ziemie, zasiedlone
przez wolnych przesiedleńców i bardzo luźno odnoszące się do
kompetencji siedzącego w Tronko gubernatora. Na tamtym brzegu
Rassanny jego faktyczna władza w zasadzie się kończyła.
Warastyjscy aduani bardzo mocno odróżniają się od celników na
innych granicach (takich na przykład jak te, poprzez które obiekt
sporu wyrzucono za granice Taligu). Francisk (w odróżnieniu od
młodego Ockdella) był mądrym człowiekiem i rozumiał, że głupio
jest hodować na pustych, ale żyznych ziemiach Ludzi Honoru, za to
wolni rolnicy i zboże będą uprawiać, i popracują jako celnicy i
tropiciele.
Manrik
szarogęsił się w Tronko, ale nawet tam go osadzili, przy czym mowa
była o tym, że Jean i Klaus posiadali informacje o wszystkim, co
się działo, i domagali się, żeby władza wysłuchała ich opinii.
Gdyby na miejscu Roke i Bonifacego znalazł się idiota w rodzaju
Manrika albo Ockdella, to sprawa skończyłaby się tak, że wojska
królewskie zaczęłyby działać same i wpadli w ten sam kompot, co
Fensoi, a miejscowa ludność posłałaby je razem z Ollarami do
Leworękiego i broniłaby się sama.
Rozpoczęłaby
się długa warastyjsko-biriezyjska wojna partyzancka, a Warasta
stałaby się „dzikim polem”, ale już nie prowincją Taligu.
Ale nawet w
Tronko aduani zachowywali się niezależnie i bez płaszczenia się,
jak zresztą powinni wolni ludzie. A już u siebie w stepach...
Pytanie:
Gambrin nie
chciał omawiać z Roberem „propozycji Lambrosa”, dopóki ten nie
zademonstrował, że w czymkolwiek się w ogóle orientuje.
Nawiasem
mówiąc, po co w ogóle Rober jeździł do ambasady Imperium? Po
list Lambrosa. Jak pani myśli, dostał on ten list?
Gatty:
A co tu
myśleć? Wszystko jest napisane. Nie dostał. Zresztą nie chodziło
o nieistniejący list, a o sensowny powód, by zaciągnąć, jak się
wydawało, prostodusznego i ograniczonego Robera do ambasady w celu
przeprowadzenia serdecznej rozmowy z elementami szantażu. Tylko
cośkolwiek nie wyszło i z prostodusznością, i z serdecznością.
Tak w ogóle
to eskadrę, która bez wypowiedzenia wojny zjawiła się, by spalić
Hexberg, bez trudu można porównać do piratów – byleby były
chęci. Tym bardziej, że był precedens – Bermesser próbował
podszywać się pod TALIGOJSKIEGO pirata, ale został przechwycony
przez Valdeza. Co prawda, w Einrechcie uznali, że admirał upadł na
głowę i wysłali go na leczenie, a wobec Taligu wystosowano
przeprosiny.
Teraz zaś
można to przypomnieć i podczepić do tamtego piractwa nowy epizod.
Tym bardziej, że nienawiść Maragończyków do Driksów ustępuje
bergerskiej co najwyżej pod względem wieku. Tak że miejscowi
(szczególnie w Północnej, formalnie drikseńskiej, Maragonie),
widząc wyłażących z morza pokancerowanych przez sztorm marynarzy
Jego Wysokości Cesarza z dużą dozą prawdopodobieństwa poślą
ich w to morze z powrotem, do krabiej teściowej.
W ogóle
aneksja Maragony ze strony cesarstwa była chyba największym
głupstwem popełnionym przez cały okres istnienia Driksen jako
organizmu państwowego. Nie licząc Wojny Dwudziestoletniej.
Ramiro Alva
młodszy nigdy nie był Pierwszym Marszałkiem Taligu. Był
oficjalnym współrządcą wraz ze swoim przyrodnim bratem i jako
taki nie zajmował innych państwowych stanowisk.
Najbardziej
znani Alva są wymienieni w aneksie OZ.
Drugim z
tego rodu Pierwszym Marszałkiem był Carlos Alva za panowania
Ferdynanda I, który trzepnął po uszach Gaifę i wyjaśnił pawiom,
że lepiej nie pchać się na południe Taligu, trzecim - Alonso.
Wcześniej stanowisko to najczęściej zajmowali Epineixowie,
Savignacowie, Arigau i Colignarowie.
Znając
niechęć Rober wobec Loura, a także biorąc pod uwagę brak u
Władcy Skał odpowiedniej liczby zbrojnych wasali, Aldo szlachetnie
przekazał młodzieńcowi w charakterze osobistej gwardii (analog
drużyny) ludzi Loura z Noxem na czele, wyprowadzając ich tym
sposobem spod jurysdykcji Epineixa. (Ludzie Loura, jeśli to nie jest
oczywiste, to daleko nie cała Rezerwowa Armia Manrików).
Inna sprawa,
że Epineix patrzył na swoich południowców jak na część armii
ogółem, wydzielając i wyposażając dla obrzędów tylko bardzo
ograniczony kontyngent. Ale gdyby Robera odwołano i mianowano PMem
kogoś innego, „południowcy” posłaliby go do kotów. Bo oni są
ludźmi Epineixa. I niczyimi innymi.
Aldo nie
określał liczebności osobistych drużyn, bo w zupełności urządza
go ten fakt, że na pół tysiąca „liliowych” i dwa tysiące
„południowców” przypada przeważająca liczba wojaków
Loura-Noxa, podporządkowanych jego wysokości poprzez wiernego
Dickona. Całkiem rozsądnie.
No a
komendant stolicy dla utrzymania porządku może przy okazji powiesić
dwóch-trzech maruderów złapanych na gorącym uczynku. Pogłębiając
przepaść między północą a południem. Noxem i Carvallem.
[Najwidoczniej
poszła seria pytań o to, dlaczego Dick nie rozpoznał prawdziwego
Alvy w „Ramiro” oraz o kwestię bransolety Oktawii jako jednej z
relikwii Rakanów.]
1. Odnośnie
snu i jawy.
A kto by na
jego miejscu nie pomylił? Ockdellowi (i nie tylko jemu) w tym
świecie śnią się BARDZO dziwne sny, przeplatane wizytami nie
całkiem żywych istot. Wspomniana wizyta wpasowuje się w ten szereg
idealnie, za to w „realne” życie nie wpasowuje się nijak, gdyż:
- Osobnik,
którego Ockdell widzi we śnie, bezpośrednio przed tym przestraszył
swoim wyglądem M. Valme, który zmuszał się, by przywyknąć do
nowego oblicza starego znajomego i nie bardzo mu się to udało.
- Wspomniany
osobnik, o czym Ockdell jest święcie przekonany, przebywa w
zupełnie innym miejscu, wygląda całkiem normalnie i ubiera się
odpowiednio.
- Dom jest
strzeżony. Sypialnia – zamknięta.
- Ockdell
nie ma bladego pojęcia o „Stackenschneiderowskich”
zwierciadłach.
- Za to ma
pojęcie o rzeczach, które, według jego przekonania, „przepadły”
z domu.
- Rozmowa
połączona z degustacją napojów alkoholowych płynnie przechodzi w
sen bez kaca. Rankiem Ockdell budzi się we własnym łóżku, lustro
staje się lustrem, po butelkach i kielichach nie ma nawet śladu.
Przy takim
układzie domyślić się, o co chodzi, mógłby Valme albo Savignac
i Rafiano. Pridd nie uwierzyłby w sen, ale uwierzyłby w wychodźca,
za to Epineix przypisałby wizję do swoich zwykłych koszmarów i
nie zawracałby sobie nią głowy.
2. Co do
„wymyślonej” rzeczy, to znów w danym przypadku Ockdell jest
niewinny.
SPOILERY
O
bransolecie i o jej znaczeniu w „chwili najwyższego zdenerwowania”
krzyczała „odchodząca od zmysłów” Katari. Richard nie ma
podstaw, by nie wierzyć w prawdziwość jej słów.
Bransoletę
Oktawia bez wątpienia miała, a Leviemu z jakiegoś powodu potrzebne
były kości bastarda i rozpustnicy. Absolutnie logiczne byłoby
przypuszczenie, że Levi czyhał na bransoletę, z którą związane
jest coś ważnego, tym bardziej, że „gołąbek” łatwo rozstał
się z berłem. Gdyby do podobnych wniosków na podstawie takich
danych doszedł ktoś inny, przekonany o przyzwoitości zeznań
Katari, raczej nie byłoby pretensji i wyrzutów.
1. Dick
wiedział, że on i Aldo skłamali na temat tego, że znaleźli w
grobowcu konkretnie bransoletę Oktawii, ale w jaki sposób ten fakt
neguje samo istnienie bransolety? W żaden. Oni właśnie dlatego go
wspomnieli, że takie kłamstwo było PRAWDOPODOBNE. Co więcej, na
Oktawii na pewno była jakaś bransoleta, tylko wtedy nie mieli do
niej głowy.
2. Katari,
według Dicka, nie może wiedzieć, że oni kłamali, ale ona WIE, że
bransoleta Oktawii jest wyjątkowo ważna. Ona myśli, że ją
znaleźli. Więc mówi o jej znaczeniu.
3. Levi
grzebał w kościach, które w ogóle nie powinny go interesować (z
punktu widzenia Dickona). Czyli czegoś SZUKAŁ. Co mogło być
cennego w grobowcu? WAŻNA BRANSOLETA! Oni sami, nie wiedząc, jaka
to cenność, nie przeszukali wszystkiego jak należy. I przegapili
prawdziwy artefakt. Wszystko jest absolutnie logiczne.
Życie
codzienne
Pytanie:
Czy Gontowie
mają jakiś związek z Sec-Gontami?
Gatty:
Sec-Gont to
boczna linia, która odłączyła się od Gontów. „Sec” jest
przedrostkiem oznaczającym, że mowa o potomkach bastarda, uznanego
przez ojca, monarchę i kościół.
Pytanie:
Czyli
wychodzi na to, że dopóki Dickon oficjalnie jest giermkiem Roke,
Alva może rządzić Nadorem (i w samym Nadorze) według własnego
uznania?!
Gatty:
Może.
Nawiasem mówiąc, to jest jedna z przyczyn, dla których Dorac nie
chciał, żeby Dick dotrwał do dnia św. Fabiana i trafił pod
opiekę Arigau albo Kileana.
A całkowicie
pełnoletni młody Ockdell będzie nie w chwili ukończenia 18
(pierwsza pełnoletniość to 16 lat, kiedy może już składać
przysięgi i odpowiadać za swoje słowa), a 21 lat (przed
Franciskiem - 24 lata). A kto będzie jego opiekunem po
wyjściu spod opieki era, o tym decyduje król.
Pierwszy
Marszałek Taligu to nie tylko stopień (a taki stopień istnieje,
ale otrzymuje się go jedynie razem ze stanowiskiem, a kiedy
stanowisko się opuszcza, do stopnia dodawane jest określenie
„były”), ale też
jedno z dwóch najwyższych stanowisk państwowych (na równi z
kardynałem i, początkowo, supremem, ale w późniejszych czasach
stanowisko suprema zostało sprowadzone do symbolicznego,
choć nadal pozostaje poczesne).
Pierwszy
Marszałek i kardynał podporządkowują się tylko bezpośrednim
rozkazom króla. Co więcej, w sytuacjach nadzwyczajnych (wojna,
bunt, spisek, klęska żywiołowa, epidemia, głód, niemożliwość
pełnienia przez króla jego obowiązków) Pierwszy Marszałek
otrzymuje nieograniczone pełnomocnictwa, co zresztą Roke
zademonstrował w czasie Oktawiańskiej Nocy. Albo jego przodek
Alonso Alva w czasie próby obalenia chorego Karla II przez jego
brata.
Prawa i
obowiązki Pierwszego Marszałka Taligu zostały uregulowane przez
Franciska, a następnie uzupełnione przez jego syna Oktawiusza w
czasie tak zwanego „dwukrólestwa”, kiedy prawnym współrządcą
i faktycznym władcą Taliga był Ramiro Alva młodszy. Poza tym
zgodnie z prawem Franciska książęta Alva i książęta Neumarinen
posiadają specjalne przywileje, na dodatek książęta Alva są
oficjalnymi dziedzicami korony (w przypadku wygaśnięcia rodu
Ollarów) ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Dziedziczenie
tytułu książęcego (i każdego innego) jest proste jak budowa
cepa. Według praw Taligu bezwarunkowo dziedziczą tylko mężczyźni,
tylko prawowici potomkowie i tylko w linii prostej. Z ojca na syna, w
przypadku braku u przywódcy rodu prawowitych synów dziedzictwo
przechodzi na jego brata. Co widać na przykładzie Colignarów. [Po
śmierci Estebana Colignara następcą księcia Colignara został
jego brat, Fernand, od tej pory markiz Sabwe.]
Jeśli nie
ma bezpośredniego następcy, to wszyscy pozostali krewni skaczą
wokół króla, który może nadać komuś tytuł książęcy, a może
i nie nadać (pretensje do majoratu Epineix). Król Ollar ma prawo
przekazać „wolny” tytuł według własnego uznania albo też
rozbić herb i ogłosić ród wygasłym.
Co do
Władców i ich wasali krwi, to tam wszystko jest bardziej
skomplikowane i jednocześnie prostsze. Z woli Abweniów następcą
mógł być tylko syn lub brat, prawomocność małżeństwa nie gra
roli, najważniejsze jest ojcostwo. Potem takie rozwiązanie rozeszło
się z prawem esperatyjskim, stąd mogły pojawić się
rozbieżności, kiedy gałąź Władców według abweniactwa poszła
w jedną stronę, a według esperatyzmu (urodzeni w prawomocnym
małżeństwie) – w drugą.
A co do
wszystkich mistycznych i innych rzeczy. Pomyślcie. Jako podpowiedź
wykorzystajcie koszmary Robera. Tam wszystko jest, trzeba tylko to
wyłuskać.
W Kenalloa
nie są uznawane żadne tytuły oprócz soberano i reja. Nawet markiz
Alvasete to nie tyle tytuł, ile ustępstwo względem obyczajów
taligojskich. Tak samo jak tytuł Saliny.
Pytanie:
Mam pytanie
odnośnie ustroju politycznego Złotych Ziem. W CnC jest powiedziane,
że w czasie starcia u Maletty, gdzie młody Roke zastrzelił
generała Carliona, żeby uratować ariergardę fok Warzowa, starciem
ze strony Gaunau dowodził młody wówczas książę Heinrich.
Matylda w oWdW mówi, że ojciec chciał wydać ją za mąż za
grubego księcia Gaunau, który „okazał się prawdziwym mężczyzną
i władcą”. Rober, także w oWdW, wspomina o fakcie, że Paul
Pellot przeszedł na stronę księcia, a nie króla, Gaunau.
Pytanie
zatem brzmi: Heinrich z wielkiego księcia został królem stosunkowo
niedawno, to jasne, ale kto nadał Heinrichowi tytuł króla?
Gatty:
Ja nadałam.
Uznałam, że tak będzie bardziej imponująco. W nowym wydaniu
[pierwszych tomów] Heinrich będzie królem od samego
początku, za to podczas Wojny Dwudziestoletniej w Gaunau będą
jeszcze książęta.
Zagadki
Manuel,
młodszy wnuk Ramiro Zdrajcy i młodszy syn Ramiro II Szubienicznika
i jedynej córki księcia Marikjary, Mercedes, znany jest głównie z
niebieskich oczu i z tego, że przepadł bez śladu albo w górach
Mon-Noir, albo w Galtarze, mając 34 lata. Podejrzewano zabójstwo,
ale niczego nie dało się udowodnić. [Manuel jest ważny. Może
nawet bardzo ważny.]
Niżej
podaję listę bohaterów, istotnych dla fabuły, na chwilę
rozpoczęcia „Zimowego Przełomu”. Na końcu „Serca Zwierza”
w żywych zostanie równo połowa z nich, a dokładnie szesnaście i
pół osoby. [To nie jest żadna pomyłka, żadne błędne
tłumaczenie; rzeczywiście chodzi o szesnaście i pół
osoby :) ]
1. Alva Roke
2. Arigau
Germon
3. Arigau
Katari
4. Aramona
Gerard
5. Aramona
Luiza
6. Aramona
Selina
7. Bonifacy
8. Carvall
Nicolas
9. Davenport
Charles
10. Epineix
Rober
11. Gildi
Luigi
12.
Kaldmeier Olaf
13.
Kapul-Gizail Marianna
14. Larack
reginald
15. Larack
Ivon
16. Levi
17. Mellit
18.
Neumarinen Rudolf
19. Ockdell
Iris
20. Ockdell
Mirabella
21. Ockdell
Richard
22. Ollar
Ferdynand
23. Pridd
Walentyn
24. Rakan
Aldo
25. Rakan
Matylda
26.
Reinsteiner Eugen
27. Savignac
Lionel
28. Savignac
Emil
29.
Felsenburg Rupert
30. Stancler
August
31. Valme
Marcel
32. Valdez
Rotger
33. fok
Warzow Wolfgang
[Lista
znana jest jako „lista 33”. Według najnowszych potwierdzonych
informacji już nieco nieaktualna: jedna osoba, która pierwotnie
miała zginąć, w obecnej – poprawionej – wersji „Świtu”
została ocalona. Tak więc w żywych zostanie 17,5 osoby ;) ]
Aktualne
[Pytania
zadane na Jesiennym Balu w 2015 roku, na które autorka odpowiedziała
w formie pisemnej, zamieszczonej następnie na ZF. Pytań było 19,
wybrałam tylko te, które bezpośrednio odnoszą się do Eterny.]
Pytanie:
Olaf
Kaldmeier odczuł na sobie wpływ prawdziwców (rattonów), czy też
jego zachowanie w rozdziałach spojlerowych ma bardziej prozaiczne
wyjaśnienie?
Gatty:
Nie tyle
prozaiczne (no co poetyckiego może być w prawdziwcach i im
podobnych?), co ludzkie. Olaf nadłamał się, co często zdarza się
bardzo silnym, bezkompromisowym i odpowiedzialnym ludziom, którzy
mogą znieść wszystko, oprócz świadomości własnego błędu,
jeśli ten pociągnął za sobą fatalne skutki. W sensie
psychologicznym u Olafa jest pierwowzór – doskonały specjalista,
który zamienił się w chodzące zaprzeczenie samego siebie. Jest
takie powiedzenie – tonący brzytwy się chwyta, w przypadku
Kaldmeiera w roli brzytwy wystąpiło usłyszane niegdyś, nie
najmądrzejsze i nie najlepsze, kazanie. W rezultacie Lodowaty uważa
za szkodliwe i grzeszne niemal każde działanie, każdy sprzeciw
wobec losu i wrogich okoliczności.
Pytanie:
Mówiła
pani kiedyś, że nie wszystkie teorie, uznawane na forum za prawdę,
są faktycznie słuszne. Na ile słuszna jest teoria o Absolucie,
dokonującym doboru naturalnego wśród szlachty według określonych
cech?
Gatty:
Teraz też
to mówię. A jeszcze zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie zgodnie
ignorują słuszne domysły. Praktycznie w każdym temacie
przynajmniej raz bywa „gorąco” albo „bardzo ciepło”, ale
ludzie bez wahania skręcają na drogę w tundrę. Do teorii odnośnie
tego, co na forum nazywa się Absolutem, odnosi się to w pełnej
mierze.
Pytanie:
Ile lat ma
Valdez? Myślałam, że jest młodszy od Alvy, a tutaj przeczytałam,
że jest już daleko po 30.
Gatty:
On i Alva to
prawie rówieśniki. Gdyby Rotger był WYRAŹNIE młodszy, to po
prostu nie zdążyłby zostać dowódcą floty w tak wysokim stopniu.
Talent talentem, wiedźmy wiedźmami, ale doświadczenie jest
potrzebne, i to niemałe. Przy tym Valdez emocjonalnie i fizycznie
jest rzeczywiście młodszy niż wskazuje na to jego wiek. Taki jest
poboczny efekt bliskiego kontaktu z „wiedźmami”, wzmocniony
krwią samego Valdeza – krwią Wiatru. Właściwie mówiąc, to on
już posiada wiele cech ewrotów, towarzyszy Anema.
Pytanie:
Kiedy ukaże
się Świt?!
Gatty:
Kiedy będę
nim w pełni usatysfakcjonowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz