wtorek, 22 grudnia 2015

Kto pyta, nie błądzi... jeśli zadaje właściwe pytania

Jak niejednokrotnie wspominałam, Wiera Kamsza (w internecie występująca pod nickiem Gatty) do niedawna często udzielała się na Zielonym Forum, podpowiadając, wyjaśniając i odpowiadając na pytania. Aczkolwiek nie wszystkie :) I nie tylko na ZF – zachowało się w internetowych odmętach kilka on-line wywiadów. Odpowiedzi na zadawane pytania zebrała w jeden wątek pewna dobra dusza. A ja postanowiłam przetłumaczyć, żeby uniknąć pytań, skąd wiem coś, czego w tekście źródłowym nie ma ;)

To, co zebrał er Piligrim to głównie same odpowiedzi Gatty, pytania są ujęte tylko wówczas, kiedy bez nich kontekst wypowiedzi byłby niezrozumiały. W związku z tym w te wypowiedzi autorki, które nie są poprzedzone pytaniami, dokonałam pewnej ingerencji, redagując je i uzupełniając tak, by można było domyślić się, na co właściwie odpowiadają. Posegregowałam je też mniej więcej tematycznie, zrezygnowałam z tłumaczenia tego, co zostało już wyjaśnione bezpośrednio w tekście (poniższe wypowiedzi pochodzą z różnych okresów, większość to etap przez napisaniem Serca Zwierza), dorzuciłam kilka najświeższych informacji, a jeśli uznałam za konieczne – opatrzyłam własnym komentarzem [w nawiasach kwadratowych i kursywą].
Trochę spoilerów może się zdarzyć.


Proces twórczy

Pytanie:
A czy zdarza się tak, że czytelnicy wyciągają wnioski wprost przeciwne do tego, co miała na myśli Pani?
Gatty:
Szczerze mówiąc, to w 8 przypadkach na 10 wnioski zupełnie nie odpowiadają temu, co chciałam przekazać. Albo to ja jestem taka nieprzewidywalna, albo ludzie widzą tylko to, co chcą.


Pytanie:
1) Czy w dalszych tomach narracja będzie prowadzona z punktu widzenia Roke i Katariny?
2) Dlaczego nie zrobiła pani tego dotąd, przecież to pozwoliłoby poznać i wczuć się w ich postacie i charaktery o wiele lepiej i głębiej niż wtedy, kiedy patrzy się na nich oczami innych, bardzo różniących się od siebie ludzi. Pani przecież chce, żeby czytelnicy mieli odpowiedni stosunek wobec tych postaci (żeby mogli, choć na krótki czas, spojrzeć na nich pani oczami).
Gatty:
1) Z punktu widzenia Katariny nie będzie. Roke bezpośrednim narratorem stanie się dopiero w ostatniej części SZ, choć pewne odbicia jego myśli i emocji są już w OZ, aczkolwiek pośrednio.
2) Katari, Roke, Stancler, Aldo Enniol są pokazani z zewnątrz, a nie od środka, specjalnie. Inaczej wszystko byłoby zbyt proste i przewidywalne, a poza tym, KSIĄŻKA NIE JEST O NICH, a o innych ludziach, którym przyszło żyć w epoce wielkich przemian i stać się zakładnikami czasów, nazwiska, magii i ludzi, będących twarzą i zwierciadłem epoki.
Po to, żeby napisać o oficerze 1812 roku, nie tylko nie trzeba, ale i nie można pokazywać „od środka” Napoleona, Talleyranda, Aleksandra I, Kutuzowa, mawiającego, że nawet poduszka, na której śpi dowódca, nie powinna znać jego myśli. Pokażesz ich wnętrze i natychmiast myśli wspomnianego oficera albo żołnierza, oczekującego od nowego feldmarszałka błyskawicznego ataku, stracą w oczach czytelnika, który już wie, że żadnego ataku nie będzie i w ogóle co za głupiec z tego korneta lub kaprala, ani trochę się nie zna na strategii i taktyce.
Tutaj to samo. Ja piszę nie o Roke, ale czytelnicy mogą wyciągać wnioski, bo informacja o marszałku jest. Inna sprawa, że trzeba ją (jeśli jest takie życzenie) wyłuskiwać z zeznań świadków i sortować. Niektórzy to robią, inni powtarzają słowa Stanclera i Katari jak aksjomat.


Pytanie:
Jak bardzo zmieniła się fabuła Odblasków Eterny w procesie pisania?
Czy odnosi się Pani do pisarzy, którzy najpierw opracowują szczegółowy plan, potem piszą tekst, czy może wszystko wyjaśnia się w procesie pisania?
Czy zdarza się, że logika rozwoju charakteru postaci wymaga jednego, a przeznaczona mu rola – drugiego?
Gatty:
1. Ona się nie zmieniła, a rozgałęziła. W pierwotnym planie nie było ukazania „od wewnątrz” wrogów Taligu i [przedstawienia] wielkich batalii, ale w trakcie pisania zrozumiałam, że tak będzie słusznie. Schemat „my-wrogowie” ma prawo istnieć, ale w czasie studiów nad historią zrozumiałam, że w świecie, zamieszkałym przez ludzi, a nie przez wymyślonych, skazanych na wybicie (bo co innego z tymi gadami robić?) orków, nie istnieje Zło bez twarzy. Wojna, nawet sprawiedliwa, nie zakłada, że po stronie przeciwnika walczą sami tylko ludożercy i upiory. Władza, dowództwo, mogą być i upiorne, i wstrętne, ale „Hitlerzy przychodzą i odchodzą, a naród niemiecki pozostaje”. Oczywiście, ci, którzy walczą, bronią swojego domu, w czasie walki nie zawracają sobie głowy myśleniem o duszach wroga, ale jeśli dajesz obraz świata, trzeba pokazać, przy czym obiektywnie, obie strony. I prawą, i nieprawą, gdzie też są przyzwoici ludzie. Tak w Eternie pojawili się Zepp, Ruppi, Lodowaty Olaf. Fabuły oni nie zmienili, za to nastrój książki, na moje oko, owszem. I sądzę, że to dobrze.
2. Szczegółowy plan układam, ale mam go w głowie. Wiem, jak i czym się zakończy i co z kim będzie. Jedyny wyjątek – pierwsza dylogia Arcji. Nie zamierzałam pisać kontynuacji „Ciemnej gwiazdy”, więc „Niezrównane prawo” było zbierane i składane z niedokończonych wątków. Kiedy wzięłam się do pracy, to nie miałam pojęcia, co będzie dalej, ale oczy się boją, a ręce robią.
3. Nie zdarza się. Bo bohaterowie przychodzą pierwsi i zachowują się zgodnie ze swoimi charakterami. Fabuła zaś tworzy się z ich postępowania. Niekiedy bohaterowie (w Arcji) nie chcą umierać, albo na odwrót, umierają, ale i jedno, i drugie robią zgodnie ze swoim charakterem.


Mistyczne

Pytanie:
Czy w Kertianie jedyna magia należy do Rakanów i Czworga (lub należała)?
Gatty:
Źródło mocy w Kertianie jest jedno, pochodzące od Abweniów (prawdziwych stworzycieli Kertiany). Ale pod tym słońcem rozkwita sto kwiatów o najróżniejszych kolorach i zapachach.


Pytanie:
Jak silni byli Władcy Żywiołów pod względem siły magicznej w starożytności i jak silni mogą być w zasadzie? Jak przejawia się ich władza?
Gatty:
Wszystko powyższe to są spoilery, dlatego odpowiem tylko w ogólnych zarysach.
Abwenia, opuszczając Kertianę, postarali się stworzyć pewien mechanizm, system hamulców, przeciwwagi, zaworów bezpieczeństwa, piorunochronów, osłon i tym podobnych, co podtrzymywałoby i chroniło ten świat pod nieobecność jego stworzycieli. Abwenia opierali się na własnej opinii o ludzkiej naturze i na własnej wiedzy o naturze wszechświata. Władcy Żywiołów byli i do dziś pozostają ważną częścią składową tego mechanizmu obronnego.


Pytanie:
Rattony – to wcielenie nicości i właśnie dlatego nie można z nimi walczyć? „Jak łatwo spalić zadżumione miasto...” i tak dalej?
Gatty:
Słuszną droga idziecie, towarzyszu... Najważniejsze – to jak najmniej głębokiego mistycznego sensu i temu podobnych artefaktów.


Pytanie:
W „Płomieniu Eterny” wyjaśniła pani, w jaki sposób Rakanowie utracili możliwość przywoływania Siły. A co w przypadku przywódców Domów – kiedy oni oduczyli się władać żywiołami? Po prostu na podstawie tekstu odniosłem wrażenie, że w czasach „Płomienia Eterny” nikt z Władców, np. Lorio Borrasca albo Ennio Marikjare, nie mógł dokonywać niczego magicznego. Jak to było?
Gatty:
Abwenia nie obsypali swoich następców procami, gwizdkami i „rękawicami Spidermana”, a spróbowali stworzyć mechanizm obrony Kertiany, działający pod ich nieobecność. Punktem wyjścia był dostępny ludzki materiał, stworzyciele nie łudzili się co do ludzi, ale też ich nie poniżali i nie pogardzali nimi. System obronny był bardzo skomplikowany i zrównoważony. Czterej + Jeden byli jednym z najważniejszych elementów, ale „rozpieszczanie” przez żywioły, jak rozumie to ogół fantastyki, do tego systemu nie zaliczało się nigdy. A o niektórych „prezentach”, niekiedy mało przyjemnych, wybrańcy Abweniów i ich następcy w ogóle nie wiedzieli. Nawiasem mówiąc, wydawało mi się, że przynajmniej jedna z tych zasad po przeczytaniu CnC i OWDW stanie się oczywista, ale jak dotąd nikt jej jeszcze nie sformułował. Maksymalnym zakresem informacji na poziomie własnych kompetencji, ale daleko nie całkowitym, dysponował panujący anaks, jego następca i Abweniarcha. Przy czym ta informacja praktycznie się nie pokrywała – każdy miał swoją „działkę”.


Wiara w Abweniów nie przewidywała piekła ani wiecznych mąk, najstraszniejszą karą był absolutny niebyt.
Niektórzy ludzie swoim życiem otwierali sobie drogę i odchodzili za Abweniami i do Abweniów, innym udawało się wrócić do Kertiany, natomiast dla większości istniały niejakie Cztery Carstwa, do których umarli byli odprowadzani poprzez labirynt przez Przewodników, na których zasłużyli swoim życiem. Jeśli żyli jak świnie, to przewodników mieli odpowiednich i nie docierali do Carstw, znikając w labiryncie na zawsze, przy czym ich ostateczna śmierć była uczciwie zasłużona.


Pytanie:
Kto zaatakował Robera i dlaczego on po raz kolejny widzi wszystko oczami Roke? Przecież kursywą tam najwyraźniej opisano to, co się stało na ulicy Winnej!!! A i umiejętności, jak się zdaje, pojawiają się nie jego...
Gatty:
To nie takie proste. Wyjaśnienie wizji Robera (i nie tylko Robera) nie sprowadza się do złączenia jego świadomości ze świadomością Roke, ich mechanizm jest bardziej skomplikowany i leży w nieco innej płaszczyźnie. Dlatego jeszcze raz radzę przeczytać sceny snów bohaterów z CnC, oWdW i OZ.


Tak, „wiedźmy” Hexbergu to ocalała kolonia ewrotów, żyjąca w swoistej symbiozie z miejscowymi marynarzami. Niekiedy (jak w przypadku przed wydarzeniami „Taligojskiej ballady”) lub w czasie bitwy ewroty czują się urażone i bezpośrednio ingerują w ludzkie sprawy. We właściwy dla siebie sposób.


Fulga, która uratowała Robera, zginęła. Ostatecznie i nieodwracalnie.


Z dziedziczeniem określonych cech w Domach i tym bardziej w rodzie Rakanów związane są pewne osobliwości, których nie można opisać TYLKO za pomocą genetyki, są też pewne inne okoliczności i czynniki, zapewnione przez Czterech po to, żeby pod ich nieobecność system funkcjonował jak najdłużej.
Abwenia całkiem nieźle znali ludzką naturę i dlatego zabezpieczali się na kilku poziomach.
Co do oznak zewnętrznych, to (co oczywiste) zwróćcie uwagę na charakterystyczny dla Czterech Domów wygląd, nierzadko dziedziczony całkowicie razem z kolorytem.


[Najwyraźniej padło pytanie o kwestie dziedziczenia wyglądu.]
[Nikt] Nie uchylał [zasad genetyki], dopóki mowa o kimś innym, a nie o prawdziwych eorach. U nich rodowe rysy twarzy i koloryt najzwyczajniej przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Dickon z wyglądu = Egmont = święty Alan. Rober = bracia i ojciec, Savignacowie wszyscy jak spod jednaj sztancy. Przy czym wszyscy w czambuł są czarnookimi blondynami, co przy normalnej genetyce w ogóle jest rzadkością.
Tak więc kiedy mowa jest o mężczyznach z Wielkich Domów, o normalnej genetyce lepiej zapomnieć.


Wyjaśnienia

Alva bywał tam [u Kapul-Gizailów] wyjątkowo rzadko, a po pamiętnej grze w karty nie był ani razu, nie bacząc na zaproszenie.
Zamiast niego udał się tam Dick... Z listem i przeprosinami.


Bardzo będziecie rozczarowani, wiedząc, że wieże związane są z Abweniami, ale nie z [Wielkimi] Domami? I że wieży w Nadorze nigdy nie było, ponieważ zostały wzniesione w czasach Galtar, które były centrum Anaksji, a Domy otrzymały we władanie prowincje już po przyjęciu esperatyzmu i przeniesieniu stolicy do Kabiteli.
Nawiasem mówiąc, wieże w Cytadeli Galtarskiej i jedyna ocalała wieża w pobliżu Galtar to nie jedno i to samo.


[Dotyczy „Płomienia Eterny”]
Z Rinaldim rozmawiała nie ada, a istota znacznie ważniejsza. Przyjmowanie przysięgi nie leży w kompetencjach emisariuszy niższej kategorii.


[Prawdopodobnie pytanie odnosiło się do porównania Rinaldi Rakana i Roke, bardzo możliwe, że w formie: czy przeklęty faktycznie po czterokroć przejdzie tę samą drogę, co przeklinający.]
Tak, Rino, póki go nie zapędzono w kozi róg, przy całym swoim wrodzonym rozsądku i wyobraźni, nie myślał o żmijach we własnym łóżku. Jak i o dwulicowości i podłości bliskich, co widział – to myślał, co słyszał – tym żył. Wojna, przyjaciele, wino, kobiety, niekiedy nieprzyjemne myśli o perspektywach dynastii, ale anaksja najpierw była sprawą ojca, później – Anesti, jeszcze później – Eridani. Siebie, mimo formalnego tytułu następcy, nie odbierał jako osoby państwowej i o anaksji nie myślał i myśleć nie zamierzał. Co najwyżej wojowanie mu się podobało i mu wychodziło. I tak aż do oskarżenia, na którym załamał się z zaskoczenia. I to właśnie w tej kwestii leży główna różnica między nim a Alvą, który w teorii o wszystkim dowiedział się już od ojca, a w praktyce – później, ale też dostatecznie wcześnie.
W 2004 roku nie mogłam rozpisywać fabuły niedokończonych książek i wyjawiać spoilerów, dlatego mówiłam abstrakcyjnie. Ale i tak z tego, co powiedziałam, wynika jasno, że w granicach Kenalloa, gdzie Rosio żył do ukończenia 17 lat (do Laik trafił rok później) wszystko jest w porządku. Krewni i przyjaciele są blisko, wasale są wierni, kobiety piękne, życie też. Ale soberano Alvaro „nie oszczędzał nikogo, szczególnie synów”. Przygotowywał ich do służby Taligowi i do życia w raczej dość paskudnym miejscu. I wbijał im do głów wszystko, co wiedział o politycznej podłości. Nieco wyolbrzymiając, żeby synowie, znalazłszy się w stolicy, nie złapali się na lep. I to mu się udało. Rosio dogłębnie przyswoił, że za granicami Kenalloa przyjaciele są, ale mało, godni szacunku wrogowie też są i też jest ich mało, za to jadowitych zdradzieckich podleców jest aż za dużo, ale to wszystko jest gdzieś tam, za granicami Alvasete.
Potem był Laik, służba u fok Warzowa, armia, „Cammorista”, ujawnienie szpiega w stolicy za pomocą kłębiących się yzargów i inne rozrywki. Przyjaciele w postaci Savignaców, Valdeza, fok Warzowa – pojawili się, wrogowie siedzieli cicho, i chociaż przykłady podłości widział, to osobiście jego one nie dotyczyły. Przy tym przejął się swoją przyszłą odpowiedzialnością, on już służył Taligowi i to dobrze służył. A potem – łups! Śmierć ojca, zamachy, walka, zastrzelony Carlion, ulica Winna, powstanie Borna, zabójstwo starszego Savignaca. I już! Szkolenie zakończone. Ojciec miał rację – przyjaciół jest mało, godnych szacunku wrogów – też, jadowite yzargi się kłębią, ale żyć i służyć Taligowi trzeba.
To wszystko jest rozrzucone po książkach, zaczynając od prologu. Żadnych tajemnic.
Wszystko przewidywalne i oczywiste.
W rezultacie mamy, co następuje: Rino – trzeci syn. Tronu nie widać, starsi bracia na wysokości zadania, jego niczego specyficznego nie ma po co uczyć. O sprawach państwowych myśli nie dłużej niż przez pięć minut. Rodzinie i przyjaciołom ufa. Nad przyszłością się nie zastanawia. Walczy, hula, kocha. Dostaje cios w łeb, zostaje absolutnie sam i prawie się załamuje. Ratują go – nawet nie fizycznie, fizycznie to by się ratowaniem zajął Absolut – Diamni i Soljega.
Alva. Czwarty syn, ale Alvaro szkolił wszystkich. Niemniej jednak rośli oni w atmosferze miłości i oddania, ale ojciec od samego początku tworzył z nich polityków i żołnierzy, wyjaśniał, że różnie może być. Z Alva formowano obrońców Taligu za wszelką cenę, i o wrogach i zdrajcach też mówiono. Po śmierci Carlosa to formowanie stało się jeszcze ostrzejsze, żeby nie powiedzieć – okrutne. Potem teorię potwierdziła praktyka. Co prawda w kalkulacje ojca wmieszał się czynnik mistyczny, ale nawet on nie złamał Roke i nie doprowadził go do utraty zmysłów. Wstał, zacisnął zęby i poszedł. Bo był na to gotowy. W 23 roku życia jego nauka została zakończona. Stał się tym, kim się stał.
Żeby zrobić z Rino Roke, trzeba by już w wieku 7 lat zacząć z niego formować potencjalnego anaksa. Z Roke Rino ani minionego, ani obecnego nie da się zrobić w żadnym wypadku.


[Dotyczy „Taligojskiej ballady”]
Rozmawiali oni nie we śnie, a na jawie. Po prostu Samotny, kiedy powiedział wszystko, co chciał, splątał w głowie Alana poczucie czasu, i Ockdell PRZYPOMNIAŁ sobie o tej rozmowie dopiero wtedy, kiedy obudził go Charles. Chociaż tak naprawdę rozmawiali oni na samym początku oblężenia, jeszcze przed rozpoczęciem „Taligojskiej ballady”. Przypomniał sobie wtedy, kiedy było to potrzebne, kiedy zaczęło się końcowe odliczanie. Tylko że Ockdell to Ockdell...
Człowiekiem, który dał Kertianie 400 lat spokoju, nie był Alan, ale z tym człowiekiem Samotny nie rozmawiał. [Patrz: „Prolog” CnC]
Ostatni raz Samotny był w Kertianie 12 lat przed „Czerwienią na czerwieni”. I odszedł.


[Tu niezachowane pytanie najwyraźniej dotyczyło sposobu postępowania z Biriezyjczykami w Waraście, przy czym założyłabym, że pytający popierał Manrika, Dickona et consortes. Odpowiedź jednak jest o tyle istotna, że zawiera wyjaśnienie stosunków, panujących w tej prowincji.]
W Waraście nie ma posiadaczy ziemi w typie feudałów, to są ziemie, zasiedlone przez wolnych przesiedleńców i bardzo luźno odnoszące się do kompetencji siedzącego w Tronko gubernatora. Na tamtym brzegu Rassanny jego faktyczna władza w zasadzie się kończyła. Warastyjscy aduani bardzo mocno odróżniają się od celników na innych granicach (takich na przykład jak te, poprzez które obiekt sporu wyrzucono za granice Taligu). Francisk (w odróżnieniu od młodego Ockdella) był mądrym człowiekiem i rozumiał, że głupio jest hodować na pustych, ale żyznych ziemiach Ludzi Honoru, za to wolni rolnicy i zboże będą uprawiać, i popracują jako celnicy i tropiciele.
Manrik szarogęsił się w Tronko, ale nawet tam go osadzili, przy czym mowa była o tym, że Jean i Klaus posiadali informacje o wszystkim, co się działo, i domagali się, żeby władza wysłuchała ich opinii. Gdyby na miejscu Roke i Bonifacego znalazł się idiota w rodzaju Manrika albo Ockdella, to sprawa skończyłaby się tak, że wojska królewskie zaczęłyby działać same i wpadli w ten sam kompot, co Fensoi, a miejscowa ludność posłałaby je razem z Ollarami do Leworękiego i broniłaby się sama.
Rozpoczęłaby się długa warastyjsko-biriezyjska wojna partyzancka, a Warasta stałaby się „dzikim polem”, ale już nie prowincją Taligu.
Ale nawet w Tronko aduani zachowywali się niezależnie i bez płaszczenia się, jak zresztą powinni wolni ludzie. A już u siebie w stepach...


Pytanie:
Gambrin nie chciał omawiać z Roberem „propozycji Lambrosa”, dopóki ten nie zademonstrował, że w czymkolwiek się w ogóle orientuje.
Nawiasem mówiąc, po co w ogóle Rober jeździł do ambasady Imperium? Po list Lambrosa. Jak pani myśli, dostał on ten list?
Gatty:
A co tu myśleć? Wszystko jest napisane. Nie dostał. Zresztą nie chodziło o nieistniejący list, a o sensowny powód, by zaciągnąć, jak się wydawało, prostodusznego i ograniczonego Robera do ambasady w celu przeprowadzenia serdecznej rozmowy z elementami szantażu. Tylko cośkolwiek nie wyszło i z prostodusznością, i z serdecznością.


Tak w ogóle to eskadrę, która bez wypowiedzenia wojny zjawiła się, by spalić Hexberg, bez trudu można porównać do piratów – byleby były chęci. Tym bardziej, że był precedens – Bermesser próbował podszywać się pod TALIGOJSKIEGO pirata, ale został przechwycony przez Valdeza. Co prawda, w Einrechcie uznali, że admirał upadł na głowę i wysłali go na leczenie, a wobec Taligu wystosowano przeprosiny.
Teraz zaś można to przypomnieć i podczepić do tamtego piractwa nowy epizod. Tym bardziej, że nienawiść Maragończyków do Driksów ustępuje bergerskiej co najwyżej pod względem wieku. Tak że miejscowi (szczególnie w Północnej, formalnie drikseńskiej, Maragonie), widząc wyłażących z morza pokancerowanych przez sztorm marynarzy Jego Wysokości Cesarza z dużą dozą prawdopodobieństwa poślą ich w to morze z powrotem, do krabiej teściowej.
W ogóle aneksja Maragony ze strony cesarstwa była chyba największym głupstwem popełnionym przez cały okres istnienia Driksen jako organizmu państwowego. Nie licząc Wojny Dwudziestoletniej.


Ramiro Alva młodszy nigdy nie był Pierwszym Marszałkiem Taligu. Był oficjalnym współrządcą wraz ze swoim przyrodnim bratem i jako taki nie zajmował innych państwowych stanowisk.
Najbardziej znani Alva są wymienieni w aneksie OZ.
Drugim z tego rodu Pierwszym Marszałkiem był Carlos Alva za panowania Ferdynanda I, który trzepnął po uszach Gaifę i wyjaśnił pawiom, że lepiej nie pchać się na południe Taligu, trzecim - Alonso. Wcześniej stanowisko to najczęściej zajmowali Epineixowie, Savignacowie, Arigau i Colignarowie.


Znając niechęć Rober wobec Loura, a także biorąc pod uwagę brak u Władcy Skał odpowiedniej liczby zbrojnych wasali, Aldo szlachetnie przekazał młodzieńcowi w charakterze osobistej gwardii (analog drużyny) ludzi Loura z Noxem na czele, wyprowadzając ich tym sposobem spod jurysdykcji Epineixa. (Ludzie Loura, jeśli to nie jest oczywiste, to daleko nie cała Rezerwowa Armia Manrików).
Inna sprawa, że Epineix patrzył na swoich południowców jak na część armii ogółem, wydzielając i wyposażając dla obrzędów tylko bardzo ograniczony kontyngent. Ale gdyby Robera odwołano i mianowano PMem kogoś innego, „południowcy” posłaliby go do kotów. Bo oni są ludźmi Epineixa. I niczyimi innymi.
Aldo nie określał liczebności osobistych drużyn, bo w zupełności urządza go ten fakt, że na pół tysiąca „liliowych” i dwa tysiące „południowców” przypada przeważająca liczba wojaków Loura-Noxa, podporządkowanych jego wysokości poprzez wiernego Dickona. Całkiem rozsądnie.
No a komendant stolicy dla utrzymania porządku może przy okazji powiesić dwóch-trzech maruderów złapanych na gorącym uczynku. Pogłębiając przepaść między północą a południem. Noxem i Carvallem.


[Najwidoczniej poszła seria pytań o to, dlaczego Dick nie rozpoznał prawdziwego Alvy w „Ramiro” oraz o kwestię bransolety Oktawii jako jednej z relikwii Rakanów.]
1. Odnośnie snu i jawy.
A kto by na jego miejscu nie pomylił? Ockdellowi (i nie tylko jemu) w tym świecie śnią się BARDZO dziwne sny, przeplatane wizytami nie całkiem żywych istot. Wspomniana wizyta wpasowuje się w ten szereg idealnie, za to w „realne” życie nie wpasowuje się nijak, gdyż:
- Osobnik, którego Ockdell widzi we śnie, bezpośrednio przed tym przestraszył swoim wyglądem M. Valme, który zmuszał się, by przywyknąć do nowego oblicza starego znajomego i nie bardzo mu się to udało.
- Wspomniany osobnik, o czym Ockdell jest święcie przekonany, przebywa w zupełnie innym miejscu, wygląda całkiem normalnie i ubiera się odpowiednio.
- Dom jest strzeżony. Sypialnia – zamknięta.
- Ockdell nie ma bladego pojęcia o „Stackenschneiderowskich” zwierciadłach.
- Za to ma pojęcie o rzeczach, które, według jego przekonania, „przepadły” z domu.
- Rozmowa połączona z degustacją napojów alkoholowych płynnie przechodzi w sen bez kaca. Rankiem Ockdell budzi się we własnym łóżku, lustro staje się lustrem, po butelkach i kielichach nie ma nawet śladu.
Przy takim układzie domyślić się, o co chodzi, mógłby Valme albo Savignac i Rafiano. Pridd nie uwierzyłby w sen, ale uwierzyłby w wychodźca, za to Epineix przypisałby wizję do swoich zwykłych koszmarów i nie zawracałby sobie nią głowy.
2. Co do „wymyślonej” rzeczy, to znów w danym przypadku Ockdell jest niewinny.
SPOILERY
O bransolecie i o jej znaczeniu w „chwili najwyższego zdenerwowania” krzyczała „odchodząca od zmysłów” Katari. Richard nie ma podstaw, by nie wierzyć w prawdziwość jej słów.
Bransoletę Oktawia bez wątpienia miała, a Leviemu z jakiegoś powodu potrzebne były kości bastarda i rozpustnicy. Absolutnie logiczne byłoby przypuszczenie, że Levi czyhał na bransoletę, z którą związane jest coś ważnego, tym bardziej, że „gołąbek” łatwo rozstał się z berłem. Gdyby do podobnych wniosków na podstawie takich danych doszedł ktoś inny, przekonany o przyzwoitości zeznań Katari, raczej nie byłoby pretensji i wyrzutów.


1. Dick wiedział, że on i Aldo skłamali na temat tego, że znaleźli w grobowcu konkretnie bransoletę Oktawii, ale w jaki sposób ten fakt neguje samo istnienie bransolety? W żaden. Oni właśnie dlatego go wspomnieli, że takie kłamstwo było PRAWDOPODOBNE. Co więcej, na Oktawii na pewno była jakaś bransoleta, tylko wtedy nie mieli do niej głowy.
2. Katari, według Dicka, nie może wiedzieć, że oni kłamali, ale ona WIE, że bransoleta Oktawii jest wyjątkowo ważna. Ona myśli, że ją znaleźli. Więc mówi o jej znaczeniu.
3. Levi grzebał w kościach, które w ogóle nie powinny go interesować (z punktu widzenia Dickona). Czyli czegoś SZUKAŁ. Co mogło być cennego w grobowcu? WAŻNA BRANSOLETA! Oni sami, nie wiedząc, jaka to cenność, nie przeszukali wszystkiego jak należy. I przegapili prawdziwy artefakt. Wszystko jest absolutnie logiczne.


Życie codzienne

Pytanie:
Czy Gontowie mają jakiś związek z Sec-Gontami?
Gatty:
Sec-Gont to boczna linia, która odłączyła się od Gontów. „Sec” jest przedrostkiem oznaczającym, że mowa o potomkach bastarda, uznanego przez ojca, monarchę i kościół.


Pytanie:
Czyli wychodzi na to, że dopóki Dickon oficjalnie jest giermkiem Roke, Alva może rządzić Nadorem (i w samym Nadorze) według własnego uznania?!
Gatty:
Może. Nawiasem mówiąc, to jest jedna z przyczyn, dla których Dorac nie chciał, żeby Dick dotrwał do dnia św. Fabiana i trafił pod opiekę Arigau albo Kileana.
A całkowicie pełnoletni młody Ockdell będzie nie w chwili ukończenia 18 (pierwsza pełnoletniość to 16 lat, kiedy może już składać przysięgi i odpowiadać za swoje słowa), a 21 lat (przed Franciskiem - 24 lata). A kto będzie jego opiekunem po wyjściu spod opieki era, o tym decyduje król.


Pierwszy Marszałek Taligu to nie tylko stopień (a taki stopień istnieje, ale otrzymuje się go jedynie razem ze stanowiskiem, a kiedy stanowisko się opuszcza, do stopnia dodawane jest określenie „były”), ale też jedno z dwóch najwyższych stanowisk państwowych (na równi z kardynałem i, początkowo, supremem, ale w późniejszych czasach stanowisko suprema zostało sprowadzone do symbolicznego, choć nadal pozostaje poczesne).
Pierwszy Marszałek i kardynał podporządkowują się tylko bezpośrednim rozkazom króla. Co więcej, w sytuacjach nadzwyczajnych (wojna, bunt, spisek, klęska żywiołowa, epidemia, głód, niemożliwość pełnienia przez króla jego obowiązków) Pierwszy Marszałek otrzymuje nieograniczone pełnomocnictwa, co zresztą Roke zademonstrował w czasie Oktawiańskiej Nocy. Albo jego przodek Alonso Alva w czasie próby obalenia chorego Karla II przez jego brata.
Prawa i obowiązki Pierwszego Marszałka Taligu zostały uregulowane przez Franciska, a następnie uzupełnione przez jego syna Oktawiusza w czasie tak zwanego „dwukrólestwa”, kiedy prawnym współrządcą i faktycznym władcą Taliga był Ramiro Alva młodszy. Poza tym zgodnie z prawem Franciska książęta Alva i książęta Neumarinen posiadają specjalne przywileje, na dodatek książęta Alva są oficjalnymi dziedzicami korony (w przypadku wygaśnięcia rodu Ollarów) ze wszystkimi tego konsekwencjami.


Dziedziczenie tytułu książęcego (i każdego innego) jest proste jak budowa cepa. Według praw Taligu bezwarunkowo dziedziczą tylko mężczyźni, tylko prawowici potomkowie i tylko w linii prostej. Z ojca na syna, w przypadku braku u przywódcy rodu prawowitych synów dziedzictwo przechodzi na jego brata. Co widać na przykładzie Colignarów. [Po śmierci Estebana Colignara następcą księcia Colignara został jego brat, Fernand, od tej pory markiz Sabwe.]
Jeśli nie ma bezpośredniego następcy, to wszyscy pozostali krewni skaczą wokół króla, który może nadać komuś tytuł książęcy, a może i nie nadać (pretensje do majoratu Epineix). Król Ollar ma prawo przekazać „wolny” tytuł według własnego uznania albo też rozbić herb i ogłosić ród wygasłym.
Co do Władców i ich wasali krwi, to tam wszystko jest bardziej skomplikowane i jednocześnie prostsze. Z woli Abweniów następcą mógł być tylko syn lub brat, prawomocność małżeństwa nie gra roli, najważniejsze jest ojcostwo. Potem takie rozwiązanie rozeszło się z prawem esperatyjskim, stąd mogły pojawić się rozbieżności, kiedy gałąź Władców według abweniactwa poszła w jedną stronę, a według esperatyzmu (urodzeni w prawomocnym małżeństwie) – w drugą.
A co do wszystkich mistycznych i innych rzeczy. Pomyślcie. Jako podpowiedź wykorzystajcie koszmary Robera. Tam wszystko jest, trzeba tylko to wyłuskać.


W Kenalloa nie są uznawane żadne tytuły oprócz soberano i reja. Nawet markiz Alvasete to nie tyle tytuł, ile ustępstwo względem obyczajów taligojskich. Tak samo jak tytuł Saliny.


Pytanie:
Mam pytanie odnośnie ustroju politycznego Złotych Ziem. W CnC jest powiedziane, że w czasie starcia u Maletty, gdzie młody Roke zastrzelił generała Carliona, żeby uratować ariergardę fok Warzowa, starciem ze strony Gaunau dowodził młody wówczas książę Heinrich. Matylda w oWdW mówi, że ojciec chciał wydać ją za mąż za grubego księcia Gaunau, który „okazał się prawdziwym mężczyzną i władcą”. Rober, także w oWdW, wspomina o fakcie, że Paul Pellot przeszedł na stronę księcia, a nie króla, Gaunau.
Pytanie zatem brzmi: Heinrich z wielkiego księcia został królem stosunkowo niedawno, to jasne, ale kto nadał Heinrichowi tytuł króla?
Gatty:
Ja nadałam. Uznałam, że tak będzie bardziej imponująco. W nowym wydaniu [pierwszych tomów] Heinrich będzie królem od samego początku, za to podczas Wojny Dwudziestoletniej w Gaunau będą jeszcze książęta.


Zagadki

Manuel, młodszy wnuk Ramiro Zdrajcy i młodszy syn Ramiro II Szubienicznika i jedynej córki księcia Marikjary, Mercedes, znany jest głównie z niebieskich oczu i z tego, że przepadł bez śladu albo w górach Mon-Noir, albo w Galtarze, mając 34 lata. Podejrzewano zabójstwo, ale niczego nie dało się udowodnić. [Manuel jest ważny. Może nawet bardzo ważny.]


Niżej podaję listę bohaterów, istotnych dla fabuły, na chwilę rozpoczęcia „Zimowego Przełomu”. Na końcu „Serca Zwierza” w żywych zostanie równo połowa z nich, a dokładnie szesnaście i pół osoby. [To nie jest żadna pomyłka, żadne błędne tłumaczenie; rzeczywiście chodzi o szesnaście i pół osoby :) ]
1. Alva Roke
2. Arigau Germon
3. Arigau Katari
4. Aramona Gerard
5. Aramona Luiza
6. Aramona Selina
7. Bonifacy
8. Carvall Nicolas
9. Davenport Charles
10. Epineix Rober
11. Gildi Luigi
12. Kaldmeier Olaf
13. Kapul-Gizail Marianna
14. Larack reginald
15. Larack Ivon
16. Levi
17. Mellit
18. Neumarinen Rudolf
19. Ockdell Iris
20. Ockdell Mirabella
21. Ockdell Richard
22. Ollar Ferdynand
23. Pridd Walentyn
24. Rakan Aldo
25. Rakan Matylda
26. Reinsteiner Eugen
27. Savignac Lionel
28. Savignac Emil
29. Felsenburg Rupert
30. Stancler August
31. Valme Marcel
32. Valdez Rotger
33. fok Warzow Wolfgang

[Lista znana jest jako „lista 33”. Według najnowszych potwierdzonych informacji już nieco nieaktualna: jedna osoba, która pierwotnie miała zginąć, w obecnej – poprawionej – wersji „Świtu” została ocalona. Tak więc w żywych zostanie 17,5 osoby ;) ]


Aktualne
[Pytania zadane na Jesiennym Balu w 2015 roku, na które autorka odpowiedziała w formie pisemnej, zamieszczonej następnie na ZF. Pytań było 19, wybrałam tylko te, które bezpośrednio odnoszą się do Eterny.]


Pytanie:
Olaf Kaldmeier odczuł na sobie wpływ prawdziwców (rattonów), czy też jego zachowanie w rozdziałach spojlerowych ma bardziej prozaiczne wyjaśnienie?
Gatty:
Nie tyle prozaiczne (no co poetyckiego może być w prawdziwcach i im podobnych?), co ludzkie. Olaf nadłamał się, co często zdarza się bardzo silnym, bezkompromisowym i odpowiedzialnym ludziom, którzy mogą znieść wszystko, oprócz świadomości własnego błędu, jeśli ten pociągnął za sobą fatalne skutki. W sensie psychologicznym u Olafa jest pierwowzór – doskonały specjalista, który zamienił się w chodzące zaprzeczenie samego siebie. Jest takie powiedzenie – tonący brzytwy się chwyta, w przypadku Kaldmeiera w roli brzytwy wystąpiło usłyszane niegdyś, nie najmądrzejsze i nie najlepsze, kazanie. W rezultacie Lodowaty uważa za szkodliwe i grzeszne niemal każde działanie, każdy sprzeciw wobec losu i wrogich okoliczności.


Pytanie:
Mówiła pani kiedyś, że nie wszystkie teorie, uznawane na forum za prawdę, są faktycznie słuszne. Na ile słuszna jest teoria o Absolucie, dokonującym doboru naturalnego wśród szlachty według określonych cech?
Gatty:
Teraz też to mówię. A jeszcze zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie zgodnie ignorują słuszne domysły. Praktycznie w każdym temacie przynajmniej raz bywa „gorąco” albo „bardzo ciepło”, ale ludzie bez wahania skręcają na drogę w tundrę. Do teorii odnośnie tego, co na forum nazywa się Absolutem, odnosi się to w pełnej mierze.


Pytanie:
Ile lat ma Valdez? Myślałam, że jest młodszy od Alvy, a tutaj przeczytałam, że jest już daleko po 30.
Gatty:
On i Alva to prawie rówieśniki. Gdyby Rotger był WYRAŹNIE młodszy, to po prostu nie zdążyłby zostać dowódcą floty w tak wysokim stopniu. Talent talentem, wiedźmy wiedźmami, ale doświadczenie jest potrzebne, i to niemałe. Przy tym Valdez emocjonalnie i fizycznie jest rzeczywiście młodszy niż wskazuje na to jego wiek. Taki jest poboczny efekt bliskiego kontaktu z „wiedźmami”, wzmocniony krwią samego Valdeza – krwią Wiatru. Właściwie mówiąc, to on już posiada wiele cech ewrotów, towarzyszy Anema.


Pytanie:
Kiedy ukaże się Świt?!
Gatty:
Kiedy będę nim w pełni usatysfakcjonowana.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz