piątek, 31 lipca 2015

Kertiańskie anegdoty

Trochę kertiańskiego humoru, wygrzebanego w czeluściach runetów :) Miejscami nieprzyzwoitego :))


Pod koniec Kręgu Wiatru przewodnik oprowadza grupę po muzeum w Ollarii.
"Teraz, moi drodzy" - rzecze - "obejrzymy słynny tryptyk pt. Roke Alva w Bagerlee".
Wchodzą do sali, a tam faktycznie tryptyk. Najpierw koronacja Aldo, wszyscy dookoła adorują białe spodnie, na następnym obrazie Okdell żłopie wino w gabinecie z dziczymi głowami, kopytka trzyma na biurku, wreszcie Okdell w buduarze królowej trzyma Katari na kolanach.
"No dobrze" - pytają zwiedzający - "a gdzie jest Roke Alva?"
"A Roke Alva jest w Bagerlee!"


Pierwszy Marszałek wybrał się ze świeżo upieczonym giermkiem na bal. Przy okazji pokazywał mu co znaczniejszych ludzi królestwa. Rzecz jasna chciał pokazać także kapitana królewskiej straży. "Patrz, młodzieńcze, to jeden z tych dwóch blondynów pod oknem, ten, który pije Wdowią Łzę" "Ależ, monsignore, oni obaj piją Wdowią Łzę!"
"No ten, który trzyma rękę pod suknią baronowej Zal".
"Ależ, er Roke, oni obaj trzymają tam ręce..."
"W takim razie ten, który uśmiecha się znacząco".
"Ależ, er Rooookeeee..."
Alva w końcu nie wytrzymał i wyciągnął pistolet. Wystrzelił.
"W takim razie to ten, który, padając, właśnie wylał wino na suknię baronowej!"



Kertiana, początek kręgu Wiatru, popijawa z okazji zwycięstwa.
Jeszcze nie do końca pijany Roke wstaje i pyta:
- Panowie, a teraz moglibyście mi objaśnić, dlaczego, zamiast robić to, co do was należy i czego nikt nie zrobi za was, z uporem wartym lepszej sprawy wszyscy jak jeden mąż cały czas próbowaliście mnie ratować?
Panowie drapią się w głowy, próbując pojąć uciekający im w winnych oparach sens tej konstrukcji gramatycznej. Pojąwszy, drapią się raz jeszcze. Alva w tym czasie pyta każdego z osobna:
- Walentyn?
- Wtedy nie znałem jeszcze imienia mojego króla. Ale podejrzewałem, że brzmi ono Roke Alva.
- Rober?
- Ratował mi pan życie i to nie raz, a długi należy płacić.
- Carvall?
- Pomyślałem, że lepsza Epineix podległa Taligowi niż niepodległa obok Taligoi. A bez pana Taligu nie ma.
- Levi?
- Wybaczcie, książę, ale jednak jesteście Rakanem. A bez Rakanów Kertiana przepadnie.
- Bonifacy?
- Dziecię moje, dowiedziałem się, że zawdzięczam ci życie i wolność.
- Marcel?
- Roke, no nie spodobała mi się ta tarakanowa morda. I pomyślałem, że najpiękniej obijesz ją właśnie ty.
- Dobrze pomyślałeś... Luigi?
- Przysięgałem.
- Ramon?
- Soberano, wiesz przecież, jaką vendettę Marikjara musiałaby urządzić za twoje życie! Pomyślałem sobie, że uratować wyjdzie jednak taniej.
- Rotger?
- Górskie wiedźmy by płakały. A ja lubię, kiedy się śmieją.
- Kurt?
- No, wypadało chociaż raz w życiu posłuchać siostrzeńca...
- Wolfgang?
- Ja swoich giermków krzywdzić nie pozwalam! Nawet byłych.
- Rudolf?
- Roke, w moim wieku być regentem Taligu? Nie chce mi się...
- Lionel?
- Mógłbym zostać Pierwszym Marszałkiem, ale wolę być drugim...
- Wszystko jasne. - Kennaliczyk osuszył kielich Czarnej Krwi i popatrzył na zebranych z wyrzutem. - Panowie, a ktoś może ratował mnie dlatego, że się po prostu stęsknił?


Stary i zazdrosny Człowiek Honoru wymyśla młodej i pięknej żonie:
- Ach, ty sprzedajna bestio, ty żmijo zdradziecka! Przyznaj się, zgrzeszyłabyś z Alvą za milion talów!
- Gdyby tylko udało mi się nazbierać ten milion...


Stancler:
- Dick, moje dziecko... czyżby w plotkach było ziarno prawdy?! Powiedz, co było pomiędzy tobą a Alvą w namiocie w Waraście?
Dick [ze szczerością wypisaną na ryjku]:
- Niczego między nami nie było! Nawet prześcieradła!


Almeida: "Rotger, po kiego znów napiłeś się do tańczących ketzchen?!" Valdez: "Rozumiecie, Almirante, wpadłem w złe towarzystwo... Miałem trzy butelki wiedźmówki, a Kaldmeier i Felsenburg nie chcieli ze mną pić!"


Pełen szacunku admirator pyta Roke Alvy:
- A ilu giermków wziął pan w swoim życiu?
- Swoich czy cudzych?


Aldo chwali się przed Dickiem:
- Wczoraj pobiły się z powodu mojej skromnej osoby dwie damy dworu!
Rober pod nosem:
- Słyszeliśmy, słyszeliśmy. Jedna krzyczała: "Zabieraj go sobie!, a druga: "Nie, ty zabieraj!"


(Wszystko powyższe w tłumaczeniu Orszuli, poniższe – moim.)


Kolejne przyjęcie u Marianny. Lada chwila świt, prawie wszyscy goście już się rozeszli, przy stole wśród nielicznych pozostałych półleżą dwaj panowie szlacheckiego pochodzenie, wyraźnie zalani w pestkę. Nagle jeden z nich gwałtownie unosi głowę i uważnie patrzy na drugiego.
- Pan mmi kogggoś baaardzo mocno przypomina... Za ppozwlenienim, czy ppański krrrewny nie brał udziału w Wwojnie Dddwudziestoletniej?
- Aaa... brrał!
- Stwory Zmierzchu..! Mój też.. .
- A za pozwoleniem, pan jest wasalem jakiego domu?
- Błyskawic!
- Ja też... Błyskawic!
- A babunia Raimonda przypadkiem nie zalicza się do pańskich krewnych, szanowny..?
- Leworęki i wszystkie bestie jego, zalicza się!
- Ooo, i do moich też! A czy pan czasem nie pił niedawno Łez w towarzystwie Pierwszego Marszałka?
- Aaa... piłem!
- Eee... i ja piłem!
W tej chwili wchodzi baron Kapul-Gizail, podchodzi do żony i zapytuje:
- Cóż tam, moja droga, wszystko w porządku?
Na co Marianna:
- Tak, widzisz, wszystko tak, jak zawsze. Bliźniacy Savignac znów nie mogą się rozpoznać...


Iris do Alvy:
- Kochanie, kiedy się pobierzemy, będę z tobą dzielić wszystkie troski i zmartwienia!
- Ale, erea, ja nie mam żadnych trosk ani zmartwień!
- Przecież mówię: kiedy się pobierzemy...


Przychodzi Richard Ockdell do lekarza.
- Panie doktorze, coś mnie boli w tym miejscu, o tutaj.
- Proszę pokazać. Aha... Gdzieś się pan mocno potłukł
- Tak, wie pan, w domu Pierwszego marszałka są takie strome schody...
- No, to nic, proszę, ma pan tu leczniczy balsam z Torki - posmaruje pan to miejsce i wszystko przejdzie.
Następnego dnia przychodzi do tego samego lekarza Roke Alva.
- Wie pan co, szanowny, chyba się potłukłem...
- Proszę pokazać... Oho! Jak się panu to udało?!
- Jak, jak... Bo jakiś idiota posmarował torskim balsamem wszystkie schody w moim domu!


Dickon i Katarina w klasztorze.
Katarina:
- Książę Ockdell, jakie stosunki panują między panem i Pierwszym Marszałkiem?
Dickon:
- Rzadko go widuję.
Katarina:
- Bałam się, że on pana zdemoralizował.
Dickon:
- Skądże, wasza wysokość..!
Katarina:
- Cudownie! W takim razie ja sama...


Richard przychodzi do domu monsignore'a pijany w drzazgi. Roke, z wyrzutem:
- Młodzieńcze, pan pił!
- Tak!
- I zalatuje od pana damskimi perfumami!
- Tak!
- I pieniądze pan skądś ma!
- Wygrałem!
- I w pojedynku, jak sądzę, pan też się bił?
- A biłem się!
Alva wzdycha z ulgą:
- Chwała Leworękiemu! Jest jeszcze dla pana nadzieja!


Stancler, Kilean i Dick siedzą w knajpie. Wchodzi Alva.
Stancler:
- Teraz ten niegodziwy człowiek wypije butelkę wina bez zakąski i nic mu nie będzie.
Roke wypija. Siedzi dalej.
Stancler:
- Teraz ten podlec wypije dwie butelki bez zakąski, i nic mu nie będzie.
Roke wypija. Siedzi dalej.
Stancler:
- Teraz ten paskudnik wypije trzy butelki bez zakąski.
Dick:
- I nic mu nie będzie?
Stancler:
- Jemu to nie, ale na mnie i Kileana już czas...


- Dickon, a gdzie Katarina?
- Z wyrostkiem leży, er Roke...
- Wyrostka – rozstrzelać, Katarinę – do mnie.


W okolicach Felpu pojawiła się nowa roślina – wściekły kaktus. Miejscowi twierdzą, że to rozczarowany życiem wściekły ogórek...


- A w stolicy niedawno przeprowadzono turniej, kto wypije więcej wina. Pierwsze miejsce zajął...
- Roke Alva?
- Nie, Emil Savignac. A drugie miejsce zajął...
- Roke Alva?
- Nie, Marcel Valme. Trzecie miejsce zajął...
- Roke Alva?!
- Uspokój się z tym Alvą, Alva siedział w jury!


Pewnego razu pijany Nal Larack wyzwał Alvę na pojedynek. Zaczynają się bić i nagle Nal przebija Alvę szpadą. Ten pada, zalany krwią. Podbiega do niego Richard Ockdell.
- Monsignore, jak to się mogło z panem stać?!
Alva:
- A co pana tak dziwi, młodzieńcze? Umówiliśmy się, że zwycięzca ożeni się z pańską siostrą. Niech pan zapamięta na przyszłość – zawsze należy wybierać mniejsze zło.


Taligojska armia maszeruje przez kolejną bezimienną przełęcz Sagranny. Wąski górskie ścieżki, urwisko nad przepaścią, trzeba przeprowadzać konie za uzdy. Na czele armii niewzruszenie kroczy Pierwszy Marszałek, śladem jego giermek, Richard Ockdell, zgięty w pół taszczy worek z czymś ciężkim.
Richard:
- Monsignore, to jest ciężkie, mogę to zostawić?
- Nie wolno, młodzieńcze. To nasz tajny plan zdobycia Rawiatu.
Pół godziny później:
- Monsignore, może ja wrzucę ten worek na wóz?
- Nie pozwalam. Mówiłem już, że to tajny plan.
Późny wieczór, koniec przejścia. Żołnierze bez sił padają na ziemię. Richard otwiera worek i wytrząsa jego zawartość. Z worka wysypują się kartofle.
- Er Roke, pan przecież mówił, że to tajny plan zdobycia Rawiatu?!
Roke, niewzruszenie:
- No tak. Proszę spojrzeć – bierze jeden ziemniak, kładzie na ziemi – to jest Rawiat – bierze drugi – a to my...


Davenport wraca z lasu i mówi do kolegi:
- Nazbierałem dla marszałka Savignaca grzybów!
- A jeśli one są trujące?!
- Co to znaczy „jeśli”?


Późnym wieczorem Dickon wraca do domu przez Ciemne Ulice Rakany. Nagle słyszy:
- Stój!
Staje.
- Leżeć!
Kładzie się.
- Czołgać się!
Poczołgał się. Nagle nad uchem słyszy głos Marcela Valme:
- Książę, źle się pan czuje? Ja tutaj tresuję Kotika, patrzę, a pan pełznie...


W życiu Roke Alvy była tylko jedna kobieta, która mogła robić z nim wszystko. Nazywała się Wiera Kamsza.


Iris wyszła za mąż i już pierwszej poślubnej nocy przybiega do Luizy cała zapłakana:
- Ja i Nal pokłóciliśmy się!
- Nic się nie martw, u nas z Arnoldem też często tak bywało – uspokaja ją Luiza.
- To ja wiem, ja chcę wiedzieć, co zrobić z ciałem!


Willa Alvy. Zatopiony w myślach Dick siedzi przy stole i smętnie patrzy na kielich „krwi”. Do pokoju wchodzi Roke, przez kilka minut patrzy zaskoczony na Dickona i na wino, potem wzrusza ramionami, bierze kielich i wypija. Dickon zaczyna gorzko płakać. Roke, oszołomiony:
- Ależ młodzieńcze, ja żartowałem... U mnie jeszcze jest wino, zaraz panu przyniosę!
- Pan nie rozumie, er Roke, to najstraszniejszy dzień mojego życia! Rankiem w pałacu zobaczyłem Katari w pańskich objęciach. Poszedłem po pocieszenie do Marianny, ale u niej w tym czasie był Valme i ona mnie nie przyjęła. Poszedłem do Stanclera, to er August mnie zrugał, twierdząc, że zdradziłem pamięć ojca i zhańbiłem swój ród, a potem Walentyn nie podał mi ręki na przywitanie. Na domiar złego gdzieś zgubiłem rodowy pierścień... A teraz przyszedł pan i wypił moją truciznę!!!


Ranek. Roke Alva budzi się z koszmarnym kacem. Przypomina sobie, co było:
- Najpierw jakiś państwowy spęd, potem – do karczmy. Potem... cholera, nie pamiętam... chyba był burdel, wybierałem sobie kogoś na noc...
W tym momencie wchodzi Dick. Roke:
- Kim jesteś?
Dick:
- Ockdell... Giermek... Pan mnie wczoraj sam wybrał...
Roke:
- Giermka, zdaje się, wybierałem poprzednim razem... A co tam, nadajesz się.


Pijany Ockdell zatrzymuje dorożkarza, ale okazuje się, że nie ma pieniędzy.
- Ale na popijawę to były, co? - kpi dorożkarz.
- Mnie monsignore częstował!
- To czemu na drogę nic nie dał?
- Dlaczego nie, dał... - Dick wyciąga zza pazuchy butelkę Czarnej Krwi.


- Ach, co za piękny dzień! Aż się chce oddychać pełną piersią!
- Katarino, kochanie, oddychaj, czym jest...


- Roke, to nie do pomyślenia! Pan po pijaku wystrzelił generałowi w skroń!
- Już więcej nie będę...
- A jemu więcej już nie potrzeba!


Alva:
- Panie, jest pan podlecem! Wyzywam pana na pojedynek! Jaką broń pan wybiera: szpadę czy pistolet?
- Szpadę.
- Doskonale, w takim razie ja wybieram pistolet.


Przyjechał Richard do domu i oznajmia Mirabelli:
- Mamo, żenię się!
- Zuch, synku. A kto jest narzeczoną?
- Roke Alva.
- Ale... jak to... pomijając już wszystko inne... to chłopiec!
- Ładny mi chłopiec, 36 lat na karku!


- Młodzieńcze, jest pan idiotą!
- Ale, er Roke...
- To rozkaz!


Zajęcia w Laik. Zaliczenie z fechtunku.
- Mentor znudzonym głosem, nie podnosząc głowy znad notoatek, wywołuje unarów.
- Savignac i Carlion.
Wychodzą. Piruety, menuety przez kilka minut, brzek stali, na końcu krótkikrzyk. Mentor, nie podnosząc głowy:
- Savignac, zaliczone. Alva i Colignar.
Wychodza. Dzikie wrzaski, krew pryska na wszystkie strony, latają uszy nie tylko walczących, ale i sług, dostaje się zresztą wszystkim obecnym. Na kocu krótki krzyk.
Mentor znudzonym głosem spod stołu:
- Alva, zaliczone. Larack i Epineix.
Wychodza. Dzikie wrzaski, krew pryska na wszystkie strony, latają uszy nie tylko walczących, ale i sług, dostaje się zresztą wszystkim obecnym. Na kocu krótki krzyk.
Mentor znudzonym głosem:
- Alva, za kogo zdajemy?


Alan Ockdell u lekarza.
- Doktorze, nieszczęście. Widzę tylko kolory czarny i biały.
Lekarz pokazuje mu portret Ernani. Alan:
- On jest blady jak śmierć Mój biedny król...
Lekarz pokazuje portret Franciska. Alan:
- Aha, przeklęty bastardzie, twoja twarz jest tak czarna jak twoja dusza.
Na koniec lekarz postanowił zażartować i pokazał mu zebrę. Alan:
- Alva, to pan?!


Ocalały ollarianin opowiada ratującym go siłom wyższym o końcu świata:
- To był koszmar! Waliły się skały! Z niebios spadały błyskawice! Ogromne fale niszczyły całe miasta! Wiatr zdzierał z ludzi skórę aż do kości! Nieopisane potwory pożerały wszystkich! Koszmar, panika i chaos.
A potem pojawił się Alva i dopiero się zaczęło...


- Monsignore – mówi Dick do Roke – pan zawsze gra w karty, a nigdy nie próbuje grać na walkach kogutów, dlaczego?
- Młodzieńcze – uśmiecha się pobłażliwie Alva – a próbował pan wsadzić do rękawa koguta?


Nal wypytuje Dickona po jego wizycie w pałacu:
- Powiedz, Dick, co ci się pierwsze rzuciło w oczy?
- Siostra – ze złością syczy Dick, machinalnie dotykając zamazanego kremem zadrapania na policzku.


3 komentarze:

  1. Są piękne. Wszystkie. Chcę więcej :D I Dickon w tej anegdotce z Marcelkiem (i Kotikiem) taki, no... ockdellowaty... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest więcej, jest :) Na Zielonym Forum jest piętnaście (sic!) części wątku z anegdotami. Będzie jako zapychacz, jak mi zaplanowane notki nie będą chciały się pisać ;)
      Mnie Dickon najbardziej się podoba w anegdotce z balsamem i chodami :D

      Usuń
  2. 30 yr old Accounting Assistant IV Hedwig Becerra, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Nömadak TX and Running. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Ferrari 410S. zobacz tutaj

    OdpowiedzUsuń